Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

dziców, ażeby darmo nie mieszkać i nie jadać u nich... Z jakiejże więc racji od was miałaby przyjmować dobrodziejstwa? Zresztą — nie znam powodu, tylko się domyślam... Mogę się mylić...
— Przypuszczasz pan — mówił, coraz więcej podniecony Solski — że dlatego bywała zirytowana w ostatnich czasach?...
— I tego nie wiem, ale jest to prawdopodobne. Zdaje się też, że pewien wpływ na jej usposobienie wywarł ten... Norski swoim wykładem ateizmu...
— Podlec!...
— Niema się o co gniewać... Tacy apostołowie bywają niekiedy użyteczni jak proszek na wymioty.
Solski kręcił się, strzelał z palców, pogwizdywał...
Wtem, znowu stanął przed Dębickim i rzekł:
— A profesor wiesz, że oświadczyłem się pannie Brzeskiej?
— Coś słyszałem od twojej siostry.
— Odrzuciła mnie, wiesz pan o tem?
— W podobnych wypadkach pannie służy prawo: albo przyjąć oświadczyny, albo odwlec z odpowiedzią, albo odrzucić. Czwartej kombinacji nie widzę — odparł Dębicki.
— Owszem, jest czwarta!... — wybuchnął Solski. — Mogła jeszcze kazać memu lokajowi, ażeby wyrzucił mnie za drzwi...
— To byłaby forma nieprzyjęcia.
— Paradny jest profesor ze swemi kategorjami!... Ja mówię, że mnie sponiewierano dla szulera i błazna, a on — wylicza, która to może być kombinacja!...
— Coto za błazen? — spytał profesor.
— Naturalnie, że Norski... Panna kocha się w nim do szaleństwa...
Dębicki wzruszył ramionami.
— Czy i o tem wątpi profesor?
— Nie wątpię, ja wcale się tem nie zajmuję. Tylko — znam pannę Brzeską dwa lata i dotychczas nie spostrzegłem