W pewnym domu, przy ulicy drugorzędnej, ale ruchliwej, bezdzietna wdowa, pani Burakowska, utrzymywała rodzaj pensjonatu dla kobiet. Zajęła połowę trzeciego piętra, na którem znajdowało się jedno większe mieszkanie, złożone z kilku pokojów i kuchni, tudzież kilka pokoików z osobnemi wejściami.
Pani Burakowska pokoiki te wraz z usługą wynajmowała sublokatorkom, które stołowały się u niej. A ponieważ znała się na gospodarstwie i miała dużą kuchnię, więc jeszcze kilka osób z miasta przychodziło do niej na obiady.
Tych lokatorek, stołowniczek i stołowników było razem ze dwadzieścia osób. Pani Burakowska miała ciężką pracę, ale miałaby też i niezły byt przy nich, gdyby nie drobna okoliczność. Oto, Opatrzność pobłogosławiła panią Burakowską bratem, starszym o rok, i siostrą, młodszą o kilkanaście lat.
Siostra, panna Klotylda Pasternakiewiczówna, posiadała sto jeden przemysłów. Umiała szewctwo, introligatorstwo, haft, malowała na porcelanie, grała na fortepianie, wyrabiała ramki z paciorków, wieńce ze skóry i — szyła bieliznę. Wszystkie te jednakże kunszta, pomimo gorliwej pracy, przynosiły jej ledwie dziesięć rubli na miesiąc.
Znacznie starszy brat, pan Wacław, był praktyczniejszy: nie robił nic, ale zato ciągle szukał zajęcia, co zmuszało go do przepędzania czasu w cukierniach i restauracjach.
Mąż pani Burakowskiej, obywatel ziemski, zmarł przed
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.
W NOWEM GNIEŹDZIE.