Wypytywał Madzię, czy smakują jej obiady, czy poznała się już z lokatorami i stołownikami siostry? Opowiedział w krótkości swoje życie, które zaczęło się pięknem urodzeniem, płynęło w najlepszych towarzystwach i odznaczało się doskonałemi manierami. Wkońcu oświadczył gotowość chodzenia z Madzią na spacery lub do teatru.
Na Madzi zrobił wrażenie człowieka, który mógłby być tak dobrym oryginałem jak pan Krukowski w Iksinowie, gdyby chwilami nie przypominał pana Zgierskiego. Słuchała go roztargniona, odpowiadała krótko i — w bardzo stanowczy sposób podziękowała za spacery i teatr.
Pan Pasternakiewicz pożegnał ją obrażony.
— Jakaś prowincjonalna gąska!... — mruknął, znalazłszy się w korytarzu.
A Madzia wciąż myślała:
„Więc takimi są wielcy panowie? Ażeby zemścić się nad jedną kobietą, oświadczają się drugiej?... I ja, przy panu Solskim, odegrywałabym taką rolę, jak przy Helence Korkowicz?...“
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.