Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.
Człowiek uczciwy, jeżeli wyciąga niewinną i niedoświadczoną dziewczynę na spacery samotne, powinien znać obowiązki, jakie na niego spadają. Bo choć zapewne nie pierwszy raz zdarza mu się spacerować z niedoświadczonemi dziewczętami, dla tej jednak należałoby zrobić wyjątek, bądź ze względu na jej piękność i szlachetny charakter, bądź — że oprócz dobrego imienia nie posiada nic więcej.
Należy się jednak obawiać, że ten, kto nie poczuł skrupułów wobec sparaliżowanego starca, nie zawaha się wobec naiwnej dziewczyny!

Wściekły gniew opanował pana Kazimierza po przeczytaniu listu. Więc o sprawie z Mielnickim wiedziano i mówiono w mieście?... Ale — kto mógł być autorem anonimu?... Chyba panna Magdalena Brzeska, która w ten sposób ciągnęła go do małżeństwa ze sobą.
Pod wpływem tych rozważań pan Kazimierz pobiegł do Madzi. Jeżeli ona pisała, zdemaskuje ją, no — i będzie miał prawo, dla zrobienia sobie honorowej satysfakcji, zostać nawet jej kochankiem. Na wszelki jednakże wypadek pan Kazimierz odciął zakończenie listu. Bo jeżeli autorką nie jest Madzia, więc poco ona ma dowiadywać się o Mielnickim?
Ale Madzia przeczytała bezimienny list obojętnie, jak osoba, która nie ma zamiaru wydać się za pana Kazimierza. Co ważniejsza: mimowoli zdradziła się, że poznaje rękę Ady.
„Ależ tak!... — myślał pan Kazimierz, po raz dziesiąty odczytując anonim. — Ależ tak!... I że ja odrazu tego nie poznałem...“
Wróciwszy do domu, wydobył z biurka parę listów Ady, pisanych dawniej, jeszcze w Szwajcarji... Charakter był prawie ten sam; autorka anonimu nawet niebardzo chciała się ukryć...
Jak do cyklonu ze wszystkich stron zlatują się wichry, tak