Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

do listu Ady zbiegło się mnóstwo wspomnień w duszy pana Kazimierza. Ile wieczorów spędził on w mieszkaniu Ady w Zurychu!... Ile wycieczek odbyli razem po jeziorach; ile godzin zeszło im sam na sam w dolinach, zasypanych odłamami skał, przerzniętych bystrym potokiem, przeładowanych roślinnością o woni odurzającej.
Z jaką uwagą Ada słuchała jego filozoficznych i społecznych teoryj... Jak rumieniła się, gdy ją witał, a smutniała, gdy po kilku godzinach odchodził... I przez cały ten czas, ani jednym wyrazem, najlżejszym znakiem nie zdradziła się, że ona i brat popłacili długi jego matki.
Więc Ada kochała go już wówczas. Ale dlaczego później ostygła? Może pod wpływem niechęci do Heleny, która tak drażniła Solskiego?...
Najpewniej jednak do Ady i jej brata doszły plotki o sprawie z Mielnickim...
Pan Kazimierz rozgorączkowany chodził po pokoju, bez światła, choć już mrok zapadł. Tak, ta nieszczęsna sprawa z Mielnickim zwichnęła jego karjerę!... Wieść o niej obiegła wszystkich znajomych, wcisnęła się do salonów, w których niedawno tak życzliwie był przyjmowany pan Kazimierz.
— Ale kto ją rozpuścił?... Chyba Zgierski. Aha, wiem...
Pan Kazimierz uderzył się w czoło: przypomniał sobie Kotowskiego.
On miał w tem największy interes, bo przecie żenił się z siostrzenicą paralityka, z panną Lewińską... On doniósł Solskiemu, bo przecie był jego lekarzem... On mówił o sprawie z każdym, kto go chciał słuchać; a słuchaczy mogło być mnóstwo, gdyż pan Kazimierz miał wielu niechętnych.
— Pan Kotowski!... — powtarzał i zdawało mu się, że widzi przed sobą mizerną twarz i rozczochrane włosy młodego medyka, z którym niegdyś spotkali się w pokoiku panny Howard i starli się w dyspucie. Potem pan Kazimierz przypo-