widnokręgi szczęścia. Przy nim znalazłaby spokój i cel, przy nim ukoiłaby się i rozwinęła jej dusza, dziś pełna zwątpień i rozterek, usychająca jak liść zerwany, który nie wie, gdzie nim los rzuci.
Jednego dnia, po obiedzie (było to w tydzień po pojedynku pana Kazimierza) do Madzi przywlókł się zmęczony Dębicki. Przepraszał, że ją tak rzadko odwiedza, tłomacząc się trudnością wchodzenia na trzecie piętro, pytał, czy ma lekcje, czy jest zdrowa, rozcierał sobie głowę za uchem i — wkońcu zaczął rozprawiać o pogodzie, z miną człowieka, który nie może wybrnąć z kłopotu.
— Mój panie profesorze — przerwała Madzia z uśmiechem — chyba nie poto odwiedził mnie pan, ażeby mówić o upałach?... Domyślam się niemiłej wiadomości i chcę usłyszeć jak najprędzej...
— Owszem... bardzo miłej... Ale... ale, co ja mam się wdawać w dyplomację!... — rzekł Dębicki, machając ręką.
— Właśnie, tak będzie lepiej.
— Otóż sprawa jest taka. Wie pani, że Norski miał pojedynek...
— Umarł? — spytała zalękniona Madzia.
— Ależ do czego podobne! Pan Kazimierz zerwałby się z niedużej szubienicy, zaszkodzi mu dopiero wysoka... Otóż w interesie tegoż szczęśliwca była dziś u mnie panna Ada... Klękła przede mną i zaleciła, ażebym ja ukląkł przed panią, czego naturalnie nie zrobię i — błagał... a wie pani o co?
— Ani domyślam się.
— O to — prawił Dębicki — ażeby pani nie robiła sobie ceremonji i ażeby pan Norski nie robił sobie ceremonji, tylko — ażebyście oboje pobrali się również bez ceremonji. Pannie Adzie bowiem wiadomo, że pani kocha Norskiego, a Norski panią. Jeżeli więc krępujecie się względami materjalnemi, to panna Ada będzie was błagać na klęczkach, ażebyście
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/237
Ta strona została uwierzytelniona.