się obcym między nimi i wyobrażam sobie tę chwilę, w której cała mądrość, zbiorowy krzyk całej ludzkości nie zdoła obudzić mnie i przypomnieć, że byłem kiedyś takim jak oni. W nocy nie gaszę światła i ciągle spoglądam za siebie; bo zdaje mi się, że z lada szpary wysunie się niepochwytny cień, który w okamgnieniu zapełni mój pokój, całą ziemię, cały wszechświat... I pogrąży mnie w tak bezdennej niepamięci, że gdyby mi jakaś nadludzka mądrość po raz drugi wlała świeżej krwi do żył, już nie przypomniałbym sobie, że kiedykolwiek istniałem. Wszystko byłoby mi obce, nawet nasz ogród w Iksinowie... Nicby mnie nie wzruszyło, nawet twoje zdziwienie, Madziu, i płacz naszych rodziców...
— Och, Zdzisiu... Zdzisiu, co ty mówisz? — szeptała Madzia, zalewając się łzami.
— Jak na osobę konającą, wymowa pańska jest obfita — rzekł Dębicki. — Nie wiem, czy umrzesz pan na suchoty, ale że możesz dostać się do szpitala obłąkanych, to pewne...
— Jestem przytomny! — oburzył się Brzeski, którego słowa te dotknęły. — Każdy ma prawo mówić o tem, co go zajmuje; no, a chyba kres życia jest interesującym tematem dla tego, kto je traci...
Zaczął chodzić po pokoju, wzruszać ramionami i mruczeć.
Madzia w osłupieniu przypatrywała mu się. I to jest jej brat, ten wesoły, ten rozhukany Zdzisław, z którym bawili się, będąc dziećmi?... Tak niedawno huśtał się na wierzchołku lipy, a dziś mówi o śmierci w sposób, który wpędza ją w rozpacz!
Zarazem Madzia spostrzegła, że Dębicki wywarł na jej bracie silne wrażenie. Prawie odgadła, że w duszy chorego, obok obawy śmierci, pojawiła się jakaś inna obawa. Może obłąkania, o którem wspomniał profesor?... W każdym razie, odwrócenie uwagi od jednego przedmiotu nie było złem.
„Ależ Dębicki... Skąd jemu wziął się ton ironiczny i zuch-
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.