Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto... zdaje mi się? — odparł. — Nie zdaje mi się, tylko tak jest... A panu co się zdaje?...
— A ja jestem przekonany, że po śmierci następuje dalszy ciąg życia, które różni się od obecnego tylko tem, że jest pełniejsze.
— Pan kpi ze mnie?... — spytał Brzeski.
— Ani myślę. Jestem pewny tego, co utrzymuję. Dzięki czemu, będąc bardziej zagrożony, aniżeli pan, mam ciągle dobry humor, podczas gdy pan jesteś w melodramatycznym nastroju.
Madzia słuchała z natężoną uwagą; jej brat osłupiał. Nagle zapytał Dębickiego:
— Przepraszam... Pan profesor jesteś teolog, czy filolog?...
— Nie. Jestem matematyk.
— I mówi pan, a raczej — wierzy pan, że śmierć...
— Jest dalszym i pełniejszym ciągiem życia — dokończył Dębicki.
Brzeski odsunął się od niego i usiadł na kanapce. Madzia czuła, że w sercu brata toczy się walka niespodziewana i ciężka. Przemknęło jej przez myśl, że jest okrucieństwem ze strony Dębickiego budzić podobne nadzieje; lecz zarazem opanowała ją ciekawość: na jakiej zasadzie on to mówi? Prawda, że Dębicki już nie raz robił podobne wzmianki.
„Nicość i — życie wieczne... Życie wieczne!...“ — Na samą myśl o tem w sercu Madzi zbudziła się taka szalona radość, że była gotowa nietylko uspakajać brata, ale i umrzeć z nim, byle prędzej posiąść owo pełniejsze życie...
— I to pan mówi, pan... matematyk?... — odezwał się Brzeski. — Wbrew głosowi wiedzy, która na miejscu metafizycznych przywidzeń stawia dwa pewniki: siłę i materję... Obie one — mówił zamyślony — wytwarzają ciągły prąd bytu, na którym pojawiają się fale pojedyńcze, trwają jakiś czas i — nikną, ażeby ustąpić miejsca innym falom... Jedną z takich fal jestem ja i... oto już dobiegam kresu!...