Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

chicznych, ale — naszej świadomości o nich; poczem świadomość budzi się napowrót.
— Ale po śmierci nie nastąpi nowe przebudzenie, gdyż organizm nasz ulega rozkładowi — odparł Brzeski.
— I to mówi chemik!... Jeżeli panu chodzi o rozkład organizmu, toć on rozkłada się ciągle, w każdej sekundzie. Niedość na tem; organizm nasz co najmniej raz na rok zmienia się całkowicie: ani jedna cząstka nie pozostaje w nim ta sama, chyba produkt obcy. Z czego wynika, że co najmniej raz na rok siedemdziesiąt kilogramów ludzkiego ciała staje się trupem i że pan, który masz około trzydziestu lat, już ze trzydzieści razy oddawałeś swój organizm powietrzu i ziemi. Żadna z owych trzydziestu śmierci nie unicestwiła pana, nawet nie zaniepokoiła cię i dopiero na myśl o trzydziestej pierwszej robisz awanturę, rozczulasz się nad swemi zwłokami, ba! nawet grozisz końcem świata. Czem zaś te — najnowsze — zwłoki pańskie mają być lepszemi od kilkudziesięciu poprzednich?... dalibóg nie rozumiem.
— Eh! — zawołał Brzeski, śmiejąc się, co zdziwiło jego siostrę — jeżeli profesor ma takie argumenta, to upadam do nóg... Opowiada stare bajdy teologiczne, z których żartują nawet księże gospodynie, i myśli, że to filozofja...
— Może ja panu opowiem i nowsze bajdy... — zaczął Dębicki.
— O, niech pan mówi... niech pan mówi! — zawołała Madzia.
I zerwawszy się z kanapki, pocałowała profesora w ramię, poczem — cofnęła się zawstydzona.
— Ta filozofja — ciągnął Dębicki — z której jesteś dumny, a która tak pięknie przygotowała cię do spotkania ze śmiercią, ta filozofja wierzy i twierdzi, że niema realnych skutków bez realnych przyczyn. Wszak prawda? Na tej zasadzie, jeżeli słup barometru podnosi się wgórę, mówimy: zwiększyło się ciśnienie atmosfery, choć nie widzimy ani ciśnienia, ani