Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

Uważam — mówi sobie — że ci państwo najczęściej biją brawa wówczas, gdy katarynka gra melodje smętne, a śmieją się, gdy gra skoczne. Widzowie z pierwszego rzędu są najbardziej ożywieni, gdyż — siedzą na wyściełanych krzesłach. Przy ostatniej zaś serji obrazów dlatego panowało tak uroczyste milczenie, ponieważ latarnia zaczęła kopcić i swąd napełnił salę.
Cobyś pan powiedział o takim badaczu niknących obrazów?... — zapytał nagle Dębicki.
— Że jest głupiec — odparł Zdzisław.
— Masz pan słuszność. Badacz ten jest głupcem, ponieważ do badania pewnej grupy zjawisk użył niewłaściwego zmysłu, a co gorsze: zapieczętował sobie właściwy zmysł.
Teraz opowiem drugą bajkę — ciągnął Dębicki. — Inny mędrzec chciał zbadać własności światła. W tym celu zapalił lampę naftową i wykonał na niej szereg doświadczeń, z których okazało się:
Że nafta nieczysta daje gorsze światło, aniżeli czysta; że przy podniesieniu knota światło wzmacnia się, a przy zniżaniu knota światło słabnie. Że światło również słabnie, gdy na knocie utworzy się grzybek, albo gdy knot będziemy naciskać patykiem i — tak dalej.
Wreszcie skończył eksperymenta i na ich zasadzie ogłosił, że światło jest funkcją knota i nafty; poza knotem i naftą nie istnieje. Światło nie ma żadnych innych własności, oprócz tych, które można zbadać na knocie zapomocą szrubki i patyka. Po spaleniu się knota, światło ginie i — tak dalej.
Tymczasem ktoś, obeznany z optyką, odparł mu na to, że światło może istnieć poza swojem źródłem, czego dowodzą bodaj gwiazdy, które od wieków mogły zgasnąć, a niemniej światło od nich wciąż przepływa nieskończoność. Że światło ma własności inne, aniżeli knot: odbija się, załamuje się, dzieli się na pojedyncze barwy, polaryzuje się i tak dalej. Że na-