Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

szy, która ją odczuwa i określa.“ To więc, co nazywamy: rzeczywistością, nie jest podwójne (siła i materja), ale potrójne (duch, siła i materja) i pierwsza jednostka z tej trójki, mianowicie: duch, jest dla nas pewniejszą, aniżeli dwie inne: siła i materja.
Otóż z tej uwagi wypływa wniosek olbrzymiej doniosłości: jeżeli fizyka i chemja dowiodła niezniszczalności siły i materji, tem samem dowiodła — niezniszczalności ducha. Duch bowiem, siła i materja, nie są trzema rzeczami niezależnemi od siebie, ale jakby trzema bokami tego samego trójkąta. Mój duch, który wzniósł się tak wysoko, że dostrzegł nieśmiertelność swoich własnych utworów, sam również musi być nieśmiertelny, tylko pełniejszy, bogatszy od nich w chwale nieśmiertelności.
W tem miejscu Madzia rozpłakała się.
— Czegóż beczysz?... — zapytał brat.
— Albo nie słyszysz... — odparła.
— Słyszę traktat, który mnie zadziwia. Ale jest to tylko system filozoficzny, kombinacja umysłowa...
— Ale ja ją lepiej rozumiem, aniżeli wasze tłuszcze, fosfory i żelaza, które mi zatruły życie... A i tobie, Zdzisiu, i... wielu innym!
Brzeskiemu błyszczały oczy i wystąpiły na twarz wypieki. Dębicki siedział na fotelu z rękoma opartemi na rozstawionych nogach, z wysuniętą wargą, spokojny, jakby nie widział tych ludzi wzruszonych, tylko łańcuchy swoich rozumowań.
— Jestem bardzo rozdrażniony... — szepnął Brzeski i zaczął chodzić po pokoju, od czasu do czasu pocierając czoło.
— Hę?... — spytał profesor. — Cóżto, gorzej panu?...
— Przeciwnie, jest mi lepiej — odparł Zdzisław z uśmiechem — daleko lepiej!... Ale zmęczyłem się. Otwierasz pan nowy wszechświat; ale tak różny od tego, który znam, tak przytłaczający swoją fantastycznością, że... mąci mi się w głowie...