Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

trzysta tysięcy wiorst na sekundę, musi lecieć do najbliższych gwiazd stałych przez cztery lata, dwadzieścia lat, pięćset lat i tysiące lat... Gdzie pan ma środki na uzmysłowienie tego rodzaju odległości?...
Weź pan fizykę, która, chcąc objaśnić nam wymiary atomu, daje taki przykład. W główce szpilki jest osiem sekstyljonów atomów. Gdybyśmy co sekundę odrzucali z tej główki po miljonie atomów, w takim razie skończylibyśmy nasz rachunek w ciągu dwustu pięćdziesięciu trzech tysięcy lat... Nie dziw, że po tego rodzaju rachunku, Clerk Maxwell powiedział: „To, co widzimy, zrobione jest z tego, czego się nie widzi.“
A przypomnij pan sobie te setki tryljonów drgań eteru na sekundę?... Albo weź pan sam ów eter. Ma on być tysiąc kwadryljonów razy rzadszy od wody, ale nie jest ani gazem, ani płynem, raczej ciałem stałem i ciągłem, rodzajem galarety. Eter ma być miljard razy mniej sztywnym od stali, ale każdy cal angielski ugniata z siłą siedemnastu biljonów funtów. Powiedz pan, czy to nie jest najfantastyczniejsza metafizyka?... A przecież jest ona tylko wnioskiem z obserwacyj naukowych nad ciałami i zjawiskami materjalnemi.
— Więc człowiek zawsze musi wątpić!... Nigdy nie pozna prawdy!... — zawołał z goryczą Zdzisław, uderzając laską w ziemię.
— Palcem nie dotknie prawdy, ani nie dojrzy jej okiem; ale znajdzie ją duchem i w duchu — odparł Dębicki.
Ponieważ zerwał się wiatr chłodny, więc opuścili ogród i wrócili do numeru. Dębicki zajął fotel, a Madzia usadowiła brata w pozycji pół-leżącej na kanapie.
— Należy nam się od profesora objaśnienie — zaczął Brzeski. — Powiedział pan, że czucie, owo moje czucie, nie jest własnością organizmu materjalnego. Więc... czegóż...
— Wytłomaczę się — odparł Dębicki. — Ale pierwej pan