bem wywołuje w nim coś, nakształt umysłowości zbiorowej. Lecz i wtedy ów człowiek będzie — czuł tylko sam — wywołane w nim myśli.
Podobnie z atomami mózgu. Może rozmaite atomy posiadają czucie, każdy własne; może nawet komunikują je jakiemuś jednemu atomowi, który tym sposobem łączyłby w sobie rozmaitość wrażeń z jednością czucia, czyli — byłby naszem ja, naszą duszą nieśmiertelną — jak on. Na nieszczęście, fizjologja uczy nas, że atomy mózgu ciągle zmieniają się i choćby nawet istniał jakiś centralny atom, to i on wyleciałby z mózgu w ciągu kilku miesięcy, a wraz z nim i nasze ja, które przecież, z bardzo drobnemi zmianami, jest wciąż tem samem ja.
— No, tak!... — mruknął Brzeski po namyśle. — Ale dlaczego profesor, rozumując o atomach, zastępuje ich ludźmi, o których wiemy zgóry, że mają czucie i świadomość?
— Dlatego, że nie jestem filozofem, który dla postawienia teorji światła nie zajmuje się światłem, ale knotem i naftą. Mówię o czuciu, chcę wytłomaczyć czucie, więc muszę szukać nie czego innego, tylko czucia, tam, gdzie ono jest, a więc — we mnie samym i w innych ludziach. Daj mi pan sposób obserwować czucie w zwierzęciu, czy w roślinie, tak, jak mogę je obserwować w sobie, a wówczas będę mówił o zwierzętach i roślinach, a nawet o minerałach i pierwiastkach chemicznych.
— Widzi pan — odezwał się po chwili Brzeski — to, co pan mówił, niby jest dowodem, ale... nie robi wrażenia dowodu silnego...
— Cóż pan nazywasz dowodem silnym?
— Choćby mały rachunek...
— Dobrze. Dodaj pan, ile chcesz, bytów nieczujących, pomnóż byt nieczujący przez jaką chcesz liczbę, a ten rachunek przekona cię, że — nie otrzymasz czucia.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/280
Ta strona została uwierzytelniona.