Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

smutku Brzeski. — Taki duch czasu, że wszyscy młodzi mężczyźni są pozytywistami, a kobiety emancypantkami...
Dziś — dodał po chwili — gdy stanąłem nad grobem, a nadewszystko, gdy słucham tego oryginała Dębickiego, żal mi... Ach, jak inaczej urządziłbym sobie życie, gdybym wierzył w nieśmiertelność!...
— I ja byłam nieszczęśliwa — wtrąciła Madzia. — Chociaż dziś nawet nie wyobrażam sobie, jak można nie wierzyć...
— Wam łatwiej przychodzi odzyskanie wiary — rzekł Zdzisław — mniej czytacie, mniej rozprawiacie... Ale nam!... Poza argumentami, które nawet wyglądają rozsądnie, widzimy znaki zapytania... Bo czyliż teorja Dębickiego jest czemś więcej, aniżeli hipotezą, fantazją?... Chociaż... tem czuciem naprawdę zabił mi klina w głowę...
— Wiesz, co mi przyszło na myśl?... — zawołała nagle Madzia.
— No?...
— Jedź jak najprędzej do Meranu i... mnie zabierz.
Brzeski wzruszył ramionami i sposępniał. Madzia znowu zrozumiała, po raz niewiadomo który, że jej brat zaciął się w tej sprawie.
Przed jedenastą z rana zapukał do drzwi Dębicki. Madzia i jej brat przyjęli go okrzykami radości.
— Cóż tam, dobrze? — zapytał profesor.
— Niech pan sobie wyobrazi — odparła Madzia — że Zdzisław spał całą noc i jest pełen otuchy...
— Nie przesadzaj — wtrącił brat. — Poprostu zrozumiałem, że zarówno nicość wieczna, jak i moje suchoty nie są pewnikami... Można o nich rozprawiać...
Dębicki wysunął dolną wargę.
— Uuu!... — mruknął. — Ależ pan naprawdę jesteś zdrowszy, aniżeli przypuszczasz, a nawet aniżeli ja myślałem...
Roześmieli się wszystko troje.