Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy wyjadę stąd — odezwał się po chwili — napisz do Iksinowa, ale nie do rodziców, tylko do majora... Powiedz, coś widziała... Major, człowiek doświadczony, zakomunikuje starym wiadomość w taki sposób, że nie będą trwożyli się bez potrzeby.
— Jak chcesz — odparła — ale pamiętaj, że masz codzień przysyłać mi kilka słów: jestem zdrów, mieszkam tu a tu i tyle...
— Dobrze, dobrze!... — przerwał niecierpliwy.
Potem zaczął ubierać się w drogę, a Madzia spakowała walizkę.
O ósmej wieczór przyszedł Dębicki, o dziewiątej pojechali na kolej. Kiedy Brzeski usiadł w przedziale, Madzia weszła za nim i całując mu głowę i ręce, szepnęła:
— Mój ty kochany... mój złoty braciszku...
— No, no... tylko bez tkliwości!... — przerwał Zdzisław. — Bądź zdrowa, napisz do majora i... staraj się mieć rozum.
Prawie wypchnął ją z wagonu i zatrzasnął drzwiczki. Za chwilę pociąg ruszył. Madzia jeszcze raz zawołała: dowidzenia!... ale Brzeski wtulił się w kąt i nawet nie wyjrzał oknem.
— Zawsze był dziwakiem!... — rzekła rozżalona Madzia do Dębickiego. — Nawet nie żegna się...
— A po ileż razy ma się żegnać?...
— Pan profesor jest taki sam jak on...
Dębicki odwiózł Madzię do domu. Ledwie weszła na trzecie piętro do swego pokoiku, prędko rozebrała się i zasnęła jak kamień. Była bardzo znużona.
Nazajutrz, około jedenastej z rana, sama pani Burakowska przyniosła jej herbatę. Gospodarna dama miała minę, w której zakłopotanie zdawało się toczyć walkę z ciekawością.
— Cóż — rzekła — już pani odwykła od swego łóżeczka?
— Jestem niem zachwycona... Nie spałam dwie nocy.
— Pilnowała pani braciszka w hotelu Europejskim... —