— Może mi pani pozwoli jaką pobożną książkę... — szepnęła zarumieniona Madzia.
— Doprawdy?... — spytała matka Apolonja, patrząc na nią. — W takim razie, wiesz co, dam ci: „O naśladowaniu Chrystusa.“
Zaprowadziła Madzię do ogródka, przyniosła książkę, pobłogosławiła i — pobiegła do zajęć.
Zostawszy sama, wśród upragnionej zieloności i ciszy, Madzia uczuła taki spokój, taki zachwyt, że gotowa była obejmować drzewa, całować kwiaty i te święte mury, które jej dały przytułek. Obawiając się jednak, ażeby kto nie zobaczył jej egzaltacji, pohamowała się i zaczęła przerzucać książkę.
Wybierała na los szczęścia — i oto, co jej wpadło w oczy:
„Czego się troszczysz, jeżeli ci się nie powodzi, jakbyś chciała i żądała? Gdzież jest ten, coby miał wszystko podług woli swojej? Ani ja, ani ty, ani ktokolwiek z ludzi na ziemi...“
— To prawda — szepnęła Madzia.
„Żyć na tej ziemi prawdziwą jest nędzą. Im bardziej człowiek chce się stać duchownym, tem bardziej mu to życie gorzkiem się staje; bo tem mocniej czuje i jaśniej widzi przywarę ludzkiego zepsucia... Biada tym, którzy nie znają swojej nędzy, a jeszcze więcej biada tym, którzy to nędzne i znikome życie zamiłowali.“
— To o mnie!... — pomyślała Madzia, lecz znowu na następnej stronicy znalazła:
„Nie trać, siostro, ufności, abyś ku dobru duchownemu postąpić nie potrafiła; jeszcze nie upłynął dla ciebie czas i godzina. Poco chcesz odkładać do jutra przedsięwzięcie twoje?... Powstań, zaczynaj natychmiast i mów: teraz jest czas do działania, teraz czas do walki, teraz czas sposobny do poprawy...“
Była tak rozdrażniona i rozegzaltowana, że każde słowo miało w jej oczach wartość upomnienia albo przepowiedni. Postanowiła ciągle czytać, gdzie się książka otworzy, i z tego, co znajdzie, wyciągnąć naukę, czy wróżbę.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.