działa jej, że była tu jakaś pani, wyglądająca na ubogą guwernantkę, i napisała list w jej pokoju.
— Służąca chciała ją podpatrywać — mówiła pani Burakowska — ażeby co nie zginęło. Alem ją wykrzyczała; bo przecie niekażdy potrzebujący musi kraść...
Madzia drgnęła, spojrzawszy na kopertę. Było to pismo Ady Solskiej, która, wśród mnóstwa przeprosin za swoją śmiałość, oświadczyła, że będzie tu o czwartej. A ponieważ pani Burakowska zdawała się czekać na objaśnienia, dotyczące autorki listu, więc Madzia powiedziała jej, że owa uboga guwernantka jest osobą niezależną i uczciwą, której można otworzyć całe mieszkanie.
Na kilka minut przed czwartą Ada Solska zapukała do drzwi i zatrzymawszy się u progu, rzekła nieśmiałym głosem:
— Przyjmiesz mnie, Madziuś?...
Madzia pobiegła ku niej z otwartemi ramionami. Lecz Ada była tak podobną do swego brata Stefana, że Madzi zabrakło tchu i — w pierwszej chwili nie miała odwagi uściskać swojej przyjaciółki.
— Widzisz... już mnie nie kochasz!... — smutnie szepnęła Ada.
Wtem schwyciły się w objęcia i płacząc, wśród pocałunków, zaprowadziły się na kanapkę.
— Ach, co ja wycierpiałam, nie widząc cię tak dawno... — mówiła Ada. — Szłam tu z biciem serca...
— Trzecie piętro... — wtrąciła Madzia.
— Ależ nie dlatego, tylko... bałam się... myślałam, że jesteś na mnie śmiertelnie obrażona... A ty zawsze jesteś anioł... święta... moja ty złota Madziu...
Znowu zaczęły się całować.
— Wiesz, co się stało — ciągnęła Ada. — Ten szkaradny Kotowski o mało nie zabił pana Kazimierza!... Myślałam, że umrę, ale już jesteśmy zaręczeni... Nie wiem nawet, które z nas oświadczyło się: on czy ja? Zresztą wszystko jedno.
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.