— Panie, mam zaszczyt prosić o rękę pańskiej córki Magdaleny...
— Albo ona już moja?... — odparł doktór.
— Tere fere!... — zawołał major. I całując drugi raz w głowę Solskiego, mówił:
— Owszem, oddajemy ci Madzię, tylko odbierz ją zakonnicom... Powiadam ci, Solski — prawił starzec, wytrząsając mu ręką pod nosem — jeżeli ona zrobi na tobie dobry interes, boś słyszę magnat, to ty na niej zrobisz tysiąc razy lepszy. Niech mnie djabli porwą, jak tu stoję, że milszej i szlachetniejszej dziewczyny nie znajdziesz na całym świecie...
Aż ochrypł stary, tak wrzeszczał:
— Właśnie — zaczął Dębicki — chcieliśmy się naradzić nad sposobami wydobycia panny Magdaleny...
— Dajcież spokój — odezwał się doktór — przecież jej tam nie więżą...
— Co tu radzić?... — przerwał major. — Ty, mój Solski, nie radź się ojca, ani tego drugiego niedołęgi — profesora. Tylko, jeżeli płynie w tobie krew dziada, wyjdź na podwórze, gdzie dają jeść kaczkom, i przypatrz się kaczorowi.
Co robi zakochany kaczor?... Myślisz, że wzdycha, albo naradza się z kim?... Gdzie tam... On naprzód zjada swoją porcję i porcję panny, a potem — bez żadnych madrygałów — bierze ukochaną za czub i prowadzi do urzędnika stanu cywilnego. Taki był nasz dawny system, dobry system. Ale spróbuj z babą ceregieli — a nie wybrniesz z tarapatów!
Uchwalono, że jeszcze dziś pójdą do Madzi: ojciec, major i Dębicki i oświadczą Solskiego.
— Głupie te oświadczyny! — mruczał major. — Ja, dopóki nie mówiłem nic, miałem szczęście w miłości; ale niech tylko odezwałem się z komplimentem, czy oświadczeniem, zaraz pokazywali mi drzwi... Czy to baby umieją gadać?... czy rozumieją ludzki język!...
Około godziny drugiej Solski pożegnał hotelowe towarzy-
Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.