Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

szym bandytą, jakiego ta ziemia nosiła — wtrącił elegancki Tutmozis, poprawiając swoją perukę.
— A ty musisz być tancerzem — odparła już ośmielona dziewczyna. — O! jestem nawet pewna, że widziałam cię na jarmarku w Pi-Bailos, jak zaklinałeś węże...
Obaj młodzieńcy wpadli w doskonały humor.
— A któż ty jesteś? — zapytał dziewczyny Ramzes, biorąc ją za rękę, którą cofnęła.
— Nie bądź taki śmiały. Jestem Sara, córka Gedeona, rządcy tego folwarku.
— Żydówka?... — rzekł Ramzes, i cień przesunął mu się po twarzy.
— Cóż to szkodzi?... co to szkodzi?... — zawołał Tutmozis. — Czy myślisz, że Żydówki są mniej słodkie od Egipcjanek?... Są tylko skromniejsze i trudniejsze, co ich miłości nadaje wdzięk nadzwyczajny.
— Więc jesteście poganami — rzekła Sara z godnością. — Odpocznijcie, jeżeliście zmęczeni, narwijcie sobie winogron i odejdźcie z Bogiem. Nasza służba nierada takim gościom.
Chciała odejść, lecz Ramzes ją zatrzymał.
— Stój... Podobałaś mi się i nie możesz tak nas opuszczać.
— Zły duch cię opętał. Nikt w tej dolinie nie śmiałby przemawiać w taki sposób do mnie... — oburzyła się Sara.
— Bo widzisz — wtrącił Tutmozis — ten młodzik jest oficerem kapłańskiego pułku Ptah i pisarzem u pisarza takiego pana, który nosi wachlarz nad noszącym wachlarz za nomarchą Habu.
— Pewnie, że musi być oficerem — odparła Sara, w zamyśleniu patrząc na Ramzesa. — Może nawet sam jest wielkim panem?... — dodała, kładąc palec na ustach.
— Czemkolwiek jestem, twoja piękność przewyższa moje dostojeństwo — rzekł nagle. — Ale powiedz, czy prawda, że wy... że wy jadacie wieprzowinę?...
Sara spojrzała na niego obrażona, a Tutmozis wtrącił: