Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nasz oddział przez trzy pułki Nitagera, które wyszły z pustyni.
— Więc tam, blisko szosy, stoi nieprzyjaciel?...
— Stoi sam niezwyciężony Nitager...
Zdawało się, że w tej chwili następca tronu oszalał. Skrzywiły mu się usta, oczy wyszły z orbit. Wydobył miecz i, pobiegłszy do Greków, krzyknął chrapliwym głosem:
— Za mną na tych, którzy nam zastąpili drogę!...
— Żyj wiecznie, erpatre!... — zawołał Patrokles, również dobywając miecza. — Naprzód, potomkowie Achillesa!... — zwrócił się do swoich żołnierzy. — Pokażmy egipskim krowiarzom, że nas zatrzymywać nie wolno!...
Trąbki zagrały do ataku. Cztery krótkie, ale wyprostowane szeregi poszły naprzód, wzbił się tuman pyłu i krzyk na cześć Ramzesa.
W parę minut Grecy znaleźli się wobec pułków egipskich i — zawahali się.
— Naprzód!... — wołał następca, biegnąc z mieczem w ręku.
Grecy zniżyli włócznie. W szeregach przeciwnych zrobił się jakiś ruch, przeleciał szmer i — również zniżyły się włócznie...
— Kto wy jesteście, szaleńcy?... — odezwał się potężny głos ze strony przeciwnej.
— Następca tronu!... — odpowiedział Patrokles.
Chwila ciszy.
— Rozstąpić się!... — powtórzył ten sam wielki głos, co pierwej.
Pułki armji wschodniej z wolna otworzyły się, jak ciężkie podwójne wrota, i grecki oddział przeszedł.
Wówczas do następcy tronu zbliżył się siwy wojownik w złocistym hełmie i zbroi i, nisko skłoniwszy się, rzekł:
— Zwyciężyłeś, erpatre. Tylko wielki wódz w ten sposób wydobywa się z kłopotu.