Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty jesteś Nitager, najwaleczniejszy z walecznych!... — zawołał książę.
W tej chwili zbliżył się do nich minister wojny, który słyszał rozmowę, i rzekł cierpko:
— A gdyby po waszej stronie znalazł się równie niesforny wódz, jak erpatre, czem zakończylibyśmy manewry?
— Dajże spokój młodemu wojownikowi! — odparł Nitager. — Czyliż nie wystarcza ci, że pokazał lwie pazury, jak przystało na dziecię faraonów?...
Tutmozis, słysząc, jaki obrót przybiera rozmowa, zwrócił się do Nitagera:
— Skąd wziąłeś się tutaj, dostojny wodzu, jeżeli główne twoje siły znajdują się przed naszą armją?
— Wiedziałem, jak niedołężnie maszeruje oddział z Memfis, gdy następca gromadzi pułki pod Pi-Bailos. No i dla śmiechu chciałem przyłapać was, paniczyków... Na moje nieszczęście znalazł się tu następca i popsuł mi plany. Tak zawsze postępuj, Ramzesie, naturalnie, wobec prawdziwych nieprzyjaciół.
— A jeżeli, jak dziś, trafi na trzy razy większą siłę?... — zapytał Herhor.
— Więcej znaczy odważny rozum, aniżeli siła — odpowiedział stary wódz. — Słoń jest pięćdziesiąt razy mocniejszym od człowieka, a jednak ulega mu lub ginie z jego ręki.
Herhor słuchał w milczeniu.
Manewry uznano za skończone. Następca tronu w towarzystwie ministra i wodzów pojechał do wojsk pod Pi-Bailos, przywitał weteranów Nitagera i pożegnał swoje pułki, rozkazując im iść na wschód i życząc powodzenia.
Następnie otoczony wielką świtą wracał szosą do Memfis, wśród tłumów z ziemi Gosen, które z zielonemi gałązkami i w świątecznych szatach pozdrawiały zwycięzcę.
Gdy gościniec skręcił ku pustyni, tłum przerzedził się;