a gdy zbliżyli się do miejsca, gdzie sztab następcy z powodu skarabeuszów wszedł do wąwozu, na szosie już nie było nikogo.
Wtedy Ramzes skinął na Tutmozisa i, wskazując mu łysy pagórek, szepnął:
— Pójdziesz tam, do Sary...
— Rozumiem.
— I powiesz jej ojcu, że oddaję mu folwark pod Memfisem.
— Rozumiem. Pojutrze będziesz ją miał.
Po tej wymianie zdań Tutmozis cofnął się ku maszerującym za świtą wojskom i zniknął.
Prawie naprzeciw wąwozu, do którego z rana wjechały machiny wojenne, o kilkanaście kroków za szosą, rosło nieduże, choć stare drzewo tamaryndowe. W tem miejscu zatrzymała się straż, poprzedzająca książęcą świtę.
— Czy znowu spotkamy się ze skarabeuszami?... — zapytał ze śmiechem następca tronu ministra.
— Zobaczymy — odparł Herhor.
Jakoż zobaczyli: na wątłem drzewie wisiał nagi człowiek.
— Cóż to znaczy? — zawołał wzruszony następca.
Pobiegli do drzewa adjutanci i przekonali się, że wisielcem jest ów stary chłop, któremu wojsko zasypało kanał.
— Słusznie powiesił się! — krzyczał między oficerami Eunana. — Czybyście uwierzyli, że ten nędzny niewolnik ośmielił się schwytać za nogi jego dostojność ministra!...
Ramzes usłyszawszy to, zatrzymał konia. Następnie zsiadł i zbliżył się do złowrogiego drzewa.
Chłop wisiał z głową wyciągniętą naprzód; miał usta szeroko otwarte, dłonie zwrócone do widzów, a w oczach zgrozę. Wyglądał jak człowiek, który chce coś powiedzieć, ale mu głosu zabrakło.
— Nieszczęśliwy! — westchnął ze współczuciem książę.
Gdy wrócił do orszaku, kazał sobie opowiedzieć historję chłopa, a później przez długi czas jechał milczący.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.