jedni wybiegli z pochodniami, inni padli przed nim na twarz, następca wszedł do domu. W mieszkaniu na parterze zdjął zakurzoną odzież, wykąpał się w kamiennej wannie i narzucił na siebie rodzaj wielkiego prześcieradła, które zapiął pod szyją, a w pasie przewiązał sznurem. Na pierwszem piętrze zjadł kolację, złożoną z pszennego placka, garstki daktylów i kielicha lekkiego piwa. Potem wszedł na taras budowli i, położywszy się na kanapie, okrytej lwią skórą, kazał służbie odejść i natychmiast przysłać na górę Tutmozisa, gdy przyjedzie.
Około północy stanęła przed domem lektyka i wysiadł z niej adjutant Tutmozis. Gdy ciężko wszedł na taras, ziewając, książę zerwał się z kanapy.
— Jesteś?... I cóż?... — zawołał Ramzes.
— Więc ty jeszcze nie śpisz?... — odparł Tutmozis. — O, bogowie, po tylodniowej mordędze!... Myślałem, że będę się mógł przedrzemać choćby do wschodu słońca.
— Cóż Sara?...
— Będzie tu pojutrze, albo ty u niej na folwarku, z tamtej strony rzeki.
— Dopiero pojutrze!...
— Dopiero?... Proszę cię, Ramzesie, ażebyś się wyspał. Zbyt wiele zebrało ci się w sercu czarnej krwi, skutkiem czego do głowy uderza ci ogień.
— Cóż jej ojciec?
— To jakiś uczciwy człowiek i rozumny. Nazywa się Gedeon. Kiedy mu powiedziałem, że chcesz wziąć jego córkę, upadł na ziemię i zaczął wydzierać sobie włosy. Rozumie się, przeczekałem ten wylew ojcowskiej boleści, trochę zjadłem, wypiłem wina i — przystąpiliśmy nareszcie do układów. Zapłakany Gedeon najpierw przysiągł, że woli widzieć córkę swoją trupem, aniżeli czyjąkolwiek kochanką. Wówczas powiedziałem, że pod Memfisem, nad Nilem, dostanie folwark, który przynosi dwa talenty rocznego dochodu i nie płaci podatków. Oburzył się. Wtedy oświadczyłem, że może jeszcze
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.