Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawo egipskie dozwala, ażeby suma procentów wyrównywała pożyczce — odparł zmieszany Fenicjanin.
— Ale czy to nie za dużo?
— Za dużo?... — krzyknął Dagon. — Każdy wielki pan ma wielki dwór, wielki majątek i płaci tylko wielkie procenta. Ja wstydziłbym się wziąć mniej od następcy tronu; a i sam książę mógłby kazać mnie zbić kijami i wypędzić, gdybym ośmielił się wziąć mniej...
— Kiedy przyniesiesz pieniądze?
— Przynieść?... O bogowie! tego jeden człowiek nie potrafi. Ja zrobię lepiej: ja załatwię wszystkie wypłaty księcia, ażebyś wasza dostojność nie potrzebował myśleć o takich nędznych sprawach.
— Alboż ty znasz moje wypłaty?
— Trochę znam — odparł niedbale Fenicjanin. — Książę chce posłać sześć talentów dla armji wschodniej, co zrobią nasi bankierzy w Chetem i Migdolu. Trzy talenty dostojnemu Nitagerowi i trzy dostojnemu Patroklesowi, to załatwi się na miejscu... A Sarze i jej ojcu Gedeonowi ja mogę wypłacić, przez tego parcha Azarjasza... Tak nawet będzie lepiej, bo oni oszukaliby księcia w rachunkach.
Ramzes niecierpliwie zaczął chodzić po pokoju.
— Więc mam ci dać rewers na trzydzieści talentów? — zapytał.
— Jaki rewers?... poco rewers?... Co jabym miał z rewersu?... Mnie książę odda w dzierżawę na trzy lata swoje folwarki w nomesach: Takens, Ses, Neha-Ment, Neha-Pechu, w Sebt-Het, w Habu.
— Dzierżawa?... — rzekł książę. — Nie podoba mi się to...
— Więc z czego ja odbiorę moje pieniądze, moje trzydzieści talentów?...
— Zaczekaj. Muszę najpierw zapytać dozorcy stodół, ile przynoszą mi rocznie te majątki.
— Poco wasza dostojność ma zadawać sobie tyle pracy?...