mi się.... wiesz co?... Że mnie porwał sęp i zaniósł do swego gniazda na skale, skąd zejść nie można...
— Ach, ty... ty! Gdybyś widziała, jaką dziś wannę przysłał książę, miedzianą wannę!... A jaki trójnóg na ognisko, jakie garnki i rożny!... A gdybyś wiedziała, że ja dziś dwie kury posadziłam, i niedługo będziemy mieli pisklęta...
Po zachodzie słońca, gdy nikt nie mógł jej widzieć, Sara bywała śmielszą. Wówczas wychodziła na taras i patrzyła na rzekę. A gdy zdaleka ukazała się łódź, oświetlona pochodniami, które na czarnej wodzie rzeźbiły krwawe i ogniste smugi, Sara obu rękami przyciskała swoje biedne serce, które drżało, jak złapany ptak. Tam, płynął do niej Ramzes, a ona nie umiałaby powiedzieć, co się z nią dzieje: czy radość, że zbliża się ten piękny, którego poznała w dolinie, czy trwoga, że znowu zobaczy wielkiego władcę i pana, który ją onieśmielał?
Jednego dnia, w wigilję szabasu, przyszedł na folwark ojciec, pierwszy raz od jej osiedlenia się w tem miejscu. Sara z płaczem rzuciła się do niego; sama umyła mu nogi, a na głowę wylała wonności, okrywając go pocałunkami. Gedeon był to człowiek już szpakowaty, o surowych rysach. Miał na sobie długą do kostek koszulę, u dołu obszytą kolorowym haftem, a na niej żółty kaftan bez rękawów, rodzaj kapy, spadającej na piersi i plecy. Głowę nakrył niewielką czapką, zwężającą się u góry.
— Jesteś?... jesteś! — wołała Sara i znowu zaczęła całować jego ręce i głowę.
— Ja sam dziwię się, że tu jestem! — odparł smutnie Gedeon. — Skradałem się do ogrodu, jak złodziej; przez całą drogę z Memfis zdawało mi się, że wszyscy Egipcjanie pokazują mnie palcami, a każdy Żyd pluje...
— Przecież, ojcze, sam mnie oddałeś księciu?... — szepnęła Sara.
— Oddałem, bo cóż miałem robić? Zresztą mnie się tylko tak zdaje, że mnie pokazują i opluwają. Z Egipcjan, kto mnie
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.