Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

zna, kłania mi się tem niżej, im sam jest wyższy. Przez czas, kiedy tu jesteś, nasz pan, Sezofris, mówił, że trzeba mi dom powiększyć; pan Chaires darował mi stągiew najlepszego wina, a sam najdostojniejszy nasz nomarcha przysłał do mnie zaufanego sługę pytać: czy ty jesteś zdrowa i czy ja nie zostałbym u niego rządcą?
— A Żydzi? — spytała Sara.
— Co Żydzi!... Oni wiedzą, że ja nie ustąpiłem z dobrej woli. No, a każdy chciałby, żeby jemu tylko taki gwałt robili. Niechaj nas wszystkich Pan Bóg sądzi. Lepiej powiedz: jak ty się masz?
— Na łonie Abrahama nie będzie jej lepiej — odezwała się Tafet. — Cały dzień znoszą nam owoce, wina, chleby i mięso, czego dusza zapragnie. A jaką wannę mamy!... cała miedziana. A jakie naczynia kuchenne!...
— Trzy dni temu — przerwała Sara — był u mnie Fenicjanin Dagon. Nie chciałam go widzieć, ale tak się napierał...
— Dał mi złoty pierścionek — wtrąciła Tafet.
— Powiedział mi — mówiła Sara — że jest dzierżawcą u mego pana, darował mi dwie bransolety na nogi, zausznice z pereł i szkatułkę wonności z kraju Punt.
— Za co on ci to darował? — zapytał ojciec.
— Za nic. Tylko prosił, ażebym o nim dobrze myślała i niekiedy powiedziała mojemu panu, że Dagon jest najwierniejszym jego sługą.
— Ty bardzo prędko zbierzesz całą skrzynię zausznic i branzolet — odparł z uśmiechem Gedeon. — Ach — dodał po chwili — zbierz prędko wielki majątek i uciekajmy do naszej ziemi, bo tu nam zawsze bieda! Bieda, kiedy jest źle, a jeszcze większa bieda, kiedy jest dobrze.
— A coby powiedział pan mój? — zapytała Sara ze smutkiem.
Ojciec potrząsnął głową.
— Nim rok minie, pan twój porzuci cię, a inni mu dopo-