Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jednak Messu, wódz żydowski, zrobił ciemność i pomór w Egipcie!... — zaoponował jeden głos.
— Który to powiedział, niech wystąpi naprzód!... — zawołał kapłan. — Wzywam go, niech wystąpi, jeżeli nie jest wrogiem egipskiego ludu...
Tłum zaszemrał, jak wicher zdaleka płynący między drzewami; ale naprzód nie wystąpił nikt.
— Zaprawdę mówię — ciągnął kapłan — że między wami krążą źli ludzie, niby hieny w owczarni. Nie litują się oni nad waszą nędzą, ale chcą was popchnąć do zniszczenia domu następcy tronu i buntu przeciw faraonowi. Gdyby zaś udał się ich nikczemny zamiar, a z waszych piersi gdyby zaczęła płynąć krew, ludzie ci ukryliby się przed włóczniami, jak w tej chwili przed mojem wezwaniem...
— Słuchajcie proroka!... Chwała ci, mężu boży!... — wołał tłum, pochylając głowy.
Pobożniejsi upadali na ziemię.
— Słuchaj mnie, ludu egipski... Za twoją wiarę w słowa kapłana, za posłuszeństwo faraonowi i następcy, za cześć, jaką oddajecie słudze bożemu, spełni się nad wami łaska. Idźcie do domów waszych w pokoju, a może, nim zejdziecie z tego pagórka, Nil zacznie przybierać...
— Oby się tak stało!...
— Idźcie!... Im większą będzie wiara i pobożność wasza, tem prędzej ujrzycie znak łaski...
— Idźmy!... idźmy!... Bądź błogosławiony proroku, synu proroków...
Zaczęli rozchodzić się, całując szaty kapłana. Wtem ktoś krzyknął:
— Cud!... spełnia się cud...
— Na wieży w Memfis zapalono światło... Nil przybiera!... Patrzcie, coraz więcej świateł!... Zaprawdę, przemawiał do nas wielki święty... Żyj wiecznie!...
Zwrócono się do kapłana, ale ten zniknął wśród cieniów.