Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

— Straszne rzeczy!... — zawołała Tafet. — Poganie napadli twój dom, a jeden uderzył kamieniem Sarę...
— Jacy poganie?...
— A ci... Egipcjanie! — objaśniła Tafet.
Książę rzucił jej spojrzenie pełne wzgardy. Lecz wnet opanowała go wściekłość.
— Kto uderzył Sarę? kto rzucił kamień?... — krzyknął, chwytając za ramię murzyna.
— Tamci z nad rzeki... — odparł niewolnik.
— Hej, dozorcy!... — wołał zapieniony książę — uzbroić mi wszystkich ludzi na folwarku i dalej na tę zgraję!...
Murzyn znowu pochwycił swój topór, dozorcy zaczęli wywoływać parobków z zabudowań, a kilku żołnierzy ze świty księcia machinalnie poprawili miecze.
— Na miłość boską, co chcesz uczynić?... — szepnęła Sara, wieszając się na szyi księcia.
— Chcę pomścić cię... — odparł. — Kto uderza w moją własność, we mnie uderza...
Tutmozis pobladł i kręcił głową.
— Słuchaj, panie — odezwał się — a jakże po nocy i w tłumie poznasz ludzi, którzy dopuścili się zbrodni?
— Wszystko mi jedno... Motłoch to zrobił i motłoch będzie odpowiadał...
— Tak nie powie żaden sędzia — reflektował Tutmozis. — A przecie ty masz być najwyższym sędzią...
Książę zamyślił się, jego towarzysz mówił dalej.
— Zastanów się, coby jutro powiedział nasz pan, faraon?... A jaka radość zapanowałaby między wrogami Egiptu, ze wschodu i zachodu, gdyby usłyszeli, że następca tronu, prawie pod królewskim pałacem, napada w nocy swój lud?...
— O, gdyby mi ojciec dał choć połowę armji, umilkliby na wieki wrogowie nasi we wszystkich stronach świata!... — szepnął książę, uderzając nogą w ziemię.
— Wreszcie... przypomnij sobie tego chłopa, który się po-