Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ten, którego mają w tej chwili dusić, czy nie ma prawa korzystać z mojej łaski?
Nadzorca rozłożył ręce i pochylił się w milczeniu.
Ruszyli z miejsca i przeszli kilka dziedzińców. W drewnianych klatkach, na gołej ziemi, roili się w ciasnocie przestępcy, skazani na więzienie. W jednym budynku rozlegały się straszne krzyki: bito dla wydobycia zeznań.
— Chcę zobaczyć oskarżonych o napad na mój dom — rzekł głęboko wzruszony następca.
— Jest ich z górą trzystu — odparł nadzorca.
— Wybierzcie, zdaniem waszem, najwinniejszych i wypytajcie ich w mojej obecności. Nie chcę jednak, ażeby mnie poznali.
Otworzono następcy tronu izbę, w której prowadził czynności urzędnik śledczy. Książę kazał mu zająć zwykłe miejsce, a sam usiadł za słupem.
Niebawem zaczęli ukazywać się pojedyńczo oskarżeni. Wszyscy byli chudzi; porosły im duże włosy i brody, a oczy miały wyraz spokojnego obłąkania.
— Dutmoze — rzekł urzędnik — opowiedz, jak to napadliście na dom najdostojniejszego erpatra?
— Powiem prawdę, jak na sądzie Ozyrysa. Było to wieczorem tego dnia, kiedy Nil miał zacząć przybór. Moja żona mówi do mnie: „Chodź, ojcze, pójdziemy na górę, skąd prędzej można zobaczyć sygnał w Memfisie.“ Więc poszliśmy na górę, skąd łatwiej można zobaczyć sygnał w Memfisie. Wtedy do mojej żony zbliżył się jakiś żołnierz i mówi: „Pójdź ze mną w ten ogród, to znajdziemy winogron, albo i co jeszcze.“ Więc moja żona poszła w ogród z owym żołnierzem, a ja wpadłem w wielki gniew i zaglądałem do nich przez mur. Czy jednak rzucali kamienie do domu księcia? powiedzieć nie mogę, gdyż z powodu drzew i ciemności nic nie widziałem.
— A jakże mogłeś puścić żonę z żołnierzem? — spytał urzędnik.