Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

W kilku dalszych folwarkach było spokojnie, a mieszkańcy, zamiast pracować albo śpiewać, siedzieli na ziemi, milcząc.
„Musieli już skończyć robotę i odpoczywają.“
Zato od innej wysepki odbiło czółno z kilkorgiem płaczących dzieci, a jakaś kobieta, wszedłszy po pas w wodę, wygrażała pięściami.
„Wiozą dzieci do szkoły“ — myślał Ramzes.
Wypadki te jednak poczęły go interesować...
Na sąsiedniej wyspie znowu rozlegał się krzyk. Książę przysłonił ręką oczy i zobaczył leżącego na ziemi człowieka, którego bił kijem murzyn.
— Cóż się tu dzieje?... — zapytał Ramzes wioślarza.
— Czyliż nie widzicie, panie, że biją nędznego chłopa?... — odparł przewoźnik, śmiejąc się. — Musiał coś zbroić, więc chodzi mu ból po kościach.
— A cóż ty jesteś?
— Ja?... — odparł z pychą wioślarz. — Ja jestem wolny rybak. I bylem oddał, co należy z połowu do jego świątobliwości, mogę pływać po całym Nilu, od pierwszej katarakty do morza. Rybak jest jak ryba, albo dzika gęś, a chłop jak drzewo: karmi panów swojemi owocami i nigdzie nie może uciec, tylko skrzypi, gdy na nim dozorcy psują korę.
O ho! bo!... spojrzyjcie-no tam... — zawołał znowu zadowolony rybak. — Hej!... ojciec!... a nie wypijaj wszystkiej wody, bo będzie nieurodzaj...
Wesoły ten wykrzyknik odnosił się do grupy osób, spełniających bardzo oryginalną czynność. Kilku ludzi gołych trzymało za nogi innego człowieka i nurzali mu w wodzie głowę po szyję, po piersi, wreszcie po pas. Obok stał jegomość z laską, ubrany w poplamioną tunikę i perukę z baraniej skóry.
Nieco dalej, krzyczała w niebogłosy kobieta, którą za ręce trzymali ludzie.