Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

nicką, która za cały strój miała złotą obręcz na głowie i delikatny jak pajęczyna szal na ramionach.
— Któż ty jesteś? — zapytał książę.
— Jestem kapłanką i twoją służebnicą, a przysłał mnie pan Dagon, ażebym wypłoszyła twój gniew na niego.
— Jakże potrafisz to zrobić?
— O tak... siądź tutaj — mówiła, sadowiąc go na fotelu — ja stanę na palcach, ażeby zrobić się wyższą, aniżeli twój gniew i tym szalem, który jest poświęcany, będę odpędzała od ciebie złe duchy... — A kysz!... a kysz!... — szeptała, tańcząc wkoło Ramzesa. — Niech moje ręce zdejmą ponurość z włosów twoich... niech moje pocałunki przywrócą jasne spojrzenie oczom twym... niech bicie mego serca napełni muzyką uszy twoje, panie Egiptu... A kysz!... a kysz!... on nie wasz, ale mój... Miłość potrzebuje takiej ciszy, że wobec niej nawet gniew musi umilknąć...
Tańcząc, bawiła się włosami Ramzesa, obejmowała go za szyję, całowała w oczy. Wreszcie zmęczona siadła u nóg księcia i, oparłszy głowę na jego kolanach, bystro przypatrywała mu się, dysząc rozchylonemi ustami.
— Już nie gniewasz się na twego sługę Dagona?... — szeptała, głaszcząc twarz księcia.
Ramzes chciał ją pocałować w usta, lecz zerwała się z jego kolan i uciekła, wołając:
— O nie, nie można!...
— Dlaczego?
— Jestem dziewicą i kapłanką wielkiej bogini Astarty... Musiałbyś bardzo kochać i czcić moją opiekunkę, nim byłoby ci wolno pocałować mnie.
— A tobie wolno?...
— Mnie wszystko wolno, bo ja jestem kapłanką i przysięgłam zachować czystość.
— Więc pocóżeś tu przyszła?
— Rozpędzić gniew twój. Zrobiłam to i odchodzę. Bądź