Tak wyglądały, zresztą dość rzadkie, chwile największego zbliżenia między Sarą a jej książęcym kochankiem. Wydawszy bowiem rozkazy Patroklesowi i naczelnemu rządcy dóbr, następca tronu większą część dnia przepędzał za folwarkiem, zazwyczaj na czółnie. I albo płynąc po Nilu, chwytał siatką ryby, które tysiącami uwijały się w błogosławionej rzece, albo dostawał się na moczary i, ukryty między wysokiemi łodygami lotosów, strzelał z łuku do dzikiego ptactwa, którego krzykliwe stada krążyły gęsto jak muchy. Lecz i wówczas nie opuszczały go myśli ambitne; więc z polowania zrobił sobie rodzaj kabały, czy wróżby. Nieraz, widząc stado żółtych gęsi na wodzie, naciągał łuk i mówił:
— Jeżeli trafię, będę kiedyś jako Ramzes Wielki...
Pocisk cicho świsnął, i przeszyty ptak, trzepocząc skrzydłami, wydawał tak bolesne krzyki, że na całym moczarze robił się ruch. Chmury gęsi, kaczek i bocianów porywały się wgórę i, zatoczywszy wielkie koło nad umierającym towarzyszem, spadały w inne miejsca.
Gdy ucichło, książę ostrożnie przesuwał łódkę dalej, kierując się chwianiem trzcin i urywanemi głosami ptaków. A gdy między zielonością spostrzegł płat czystej wody i nowe stado, znowu naciągał łuk i mówił:
— Jeżeli trafię, będę faraonem. Jeżeli nie trafię...
Strzała tym razem uderzyła w wodę i, odbiwszy się kilka razy od jej powierzchni, znikła między lotosami. A roznamiętniony książę wypuszczał coraz nowe pociski, zabijając
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XVI.