duszę Sary, nie zmieniły dla niej Ramzesa. Zawsze był jednakowo życzliwy i pieścił ją jak zwykle, choć coraz częściej jego oczy biegły na drugą stronę Nilu i opierały się na potężnych pylonach zamku.
Wnet spostrzegł, że nietylko on tęskni na swojem dobrowolnem wygnaniu. Pewnego dnia bowiem od tamtego brzegu odbiła strojna barka królewska, przepłynęła Nil w stronę Memfisu, a potem zaczęła krążyć tak blisko folwarku, że Ramzes mógł poznać osoby, siedzące w niej.
Jakoż poznał, pod purpurowym baldachimem, swoją matkę między dworskiemi damami, a naprzeciw niej, na niskiej ławce, namiestnika Herhora. Wprawdzie nie patrzyli na folwark, ale książę zgadł, że go widzą.
— Aha! — pomyślał, śmiejąc się. — Moja czcigodna matka i jego dostojność minister radziby wywabić mnie stąd przed powrotem jego świątobliwości.
Nadszedł miesiąc Tobi, koniec października i początek listopada. Nil opadł na wysokość półtora człowieka, codzień odsłaniając nowe płaty czarnej, grząskiej ziemi. Gdziekolwiek ustąpiła woda, zaraz w tem miejscu ukazywała się wąska socha, ciągniona przez dwa woły. Za sochą szedł nagi oracz, obok wołów poganiacz z krótkim batem, a za nim siewca, który, brnąc po kostki w mule, niósł w fartuchu pszenicę i rzucał ją pełnemi garściami.
Zaczynała się dla Egiptu najpiękniejsza pora roku — zima. Ciepło nie przechodziło 15 stopni, ziemia szybko pokrywała się szmaragdową zielonością, z pomiędzy której wytryskały narcyzy i fiołki. Woń ich coraz częściej odzywała się wśród surowego zapachu ziemi i wody.
Już kilka razy statek, niosący czcigodną panią Nikotris i namiestnika Herhora, ukazywał się wpobliżu mieszkania Sary. Za każdym razem książę widział matkę swoją, wesoło rozmawiającą z ministrem, i przekonywał się, że w ostenta-
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.