Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nadto, w Dolnym Egipcie, z trzech stron otwartym na ataki nieprzyjaciół, potrzebny mi jest mąż dzielny i rozumny, któryby wszystko dokoła widział, rozważył w sercu swojem i szybko działał w nagłych wypadkach. Z tego powodu, w tamtej połowie królestwa, ciebie mianuję moim namiestnikiem.
Ramzesowi obfite łzy popłynęły z oczu. Żegnał niemi swoją młodość, witał władzę, do której od wielu lat z tęsknością i niepokojem zwracała się jego dusza.
— Jestem już człowiek zmęczony i schorzały — mówił władca — i gdyby nie troska o twój wiek młodociany i przyszłość państwa, dziś jeszcze prosiłbym wiecznie żyjących przodków, aby mnie odwołali do swej chwały. Lecz z każdym dniem jest mi ciężej, i dlatego, Ramzesie, zaczniesz już podzielać ze mną brzemię władzy. Jak kokosz uczy swoje pisklęta wyszukiwać ziarn i chronić się przed jastrzębiem, tak ja nauczę ciebie pełnej trudów sztuki rządzenia państwem i śledzenia obrotów nieprzyjaciół. Obyś z czasem padł na nich, jak orzeł na płoche kuropatwy!
Łódź królewska i jej strojny orszak przybiły pod pałac. Strudzony pan wsiadł do lektyki, a w tej chwili do następcy zbliżył się Herhor.
— Pozwól, dostojny książę — odezwał się — abym był pierwszym z tych, którzy radują się twojem wyniesieniem. Obyś z równem szczęściem przewodził wojskom, jak rządził najważniejszą prowincją państwa na chwałę Egiptu!
Ramzes mocno uścisnął mu rękę.
— Tyś to zrobił, Herhorze? — spytał.
— To ci się należało — odparł minister.
— Masz moją wdzięczność i przekonasz się, że jest coś warta.
— Jużeś mnie wynagrodził, mówiąc tak — odpowiedział Herhor.
Książę chciał odejść, Herhor jeszcze go zatrzymał.