sądzić i rozkazywać, przez co na sto lat zawikłali sprawy państwa. Lecz gdyby znalazł się jaki nikczemny pisarz egipski, który poszedłby tam, wytłomaczył królom ich błędy w rządzeniu i zaprowadził naszą urzędniczą hierarchję, naszą piramidę, za kilkanaście lat Judea i Fenicja wpadłyby w ręce Asyryjczyków, a za kilkadziesiąt lat — od wschodu i północy, lądem i morzem zwaliłyby się na nas potężne armje, którym moglibyśmy nie dać rady.
— Więc dzisiaj my napadnijmy ich, korzystając z nieładu! — zawołał książę.
— Jeszcze nie wyleczyliśmy się z poprzednich naszych zwycięstw — odparł zimno Herhor i zaczął żegnać Ramzesa.
— Alboż zwycięstwa osłabiły nas? — wybuchnął następca. — Alboż nie zwieźliśmy skarbów?...
— A czy nie psuje się topór, którym ścinamy drzewo?... — zapytał Herhor i wyszedł.
Książę zrozumiał, że wielki minister chce spokoju za wszelką cenę, pomimo, że sam jest naczelnikiem armji.
— Zobaczymy!... — szepnął do siebie.
Na parę dni przed wyjazdem, Ramzes wezwany został do jego świątobliwości. Faraon siedział na fotelu w marmurowej sali, w której nie było nikogo, a czterech wejść strzegły nubijskie warty.
Obok fotelu królewskiego stał taboret dla księcia i mały stolik, założony dokumentami, pisanemi na papirusie. Na ścianach były kolorowane płaskorzeźby, wyobrażające zajęcia rolne, a w rogach sali sztywne posągi Ozyrysa, z melancholijnym uśmiechem na ustach.
Kiedy książę na rozkaz ojca usiadł, jego świątobliwość odezwał się:
— Masz tu, książę, twoje dokumenta, jako wódz i namiestnik. Cóż, podobno pierwsze dni władzy zmęczyły cię?...
— W służbie waszej świątobliwości znajdę siły.
— Pochlebca!... — uśmiechnął się pan. — Pamiętaj, że
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.