Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Sam gospodarz zajazdu, sławetny Fenicjanin Asarhadon, człowiek przeszło pięćdziesięcioletni, szpakowaty, ubrany w długą koszulę i muślinową zarzutkę, chodził między gośćmi, aby dojrzeć, czy każdy ma, czego potrzebuje.
— Jedzcie i pijcie, synowie moi! — mówił do greckich marynarzy — bo takiej wieprzowiny i piwa niema na całym świecie. Słyszę, pobiła was burza około Rafji?... Powinniście bogom hojną złożyć ofiarę, że was ocalili!... W Memfis przez całe życie można nie widzieć burzy, ale na morzu łatwiej o piorun, aniżeli o miedzianego utena... Mam miód, mąkę, kadzidła na święte ofiary, a tam, w kątach, stoją bogowie wszystkich narodów. W moim zajeździe człowiek może być i sytym i pobożnym za bardzo małe pieniądze.
Zawrócił się i wszedł do galerji między kupców.
— Jedzcie i pijcie, czcigodni panowie! — zachęcał, kłaniając się. — Czasy są dobre. Najdostojniejszy następca, oby żył wiecznie, jedzie do Pi-bastu z ogromną świtą, a z Górnego Królestwa przyszedł transport złota, na czem niejeden z was pięknie zarobi. Mamy kuropatwy, młode gąski, ryby prosto z rzeki, doskonałą pieczeń sarnią. A jakie wino przysłali mi z Cypru!... Niech zostanę Żydem, jeżeli kubek tej rozkoszy nie jest wart dwie drachmy!... Ale wam, ojcom i dobrodziejom moim, oddam dziś po drachmie. Tylko dziś, ażeby zrobić początek.
— Daj po pół drachmy kubek, to skosztujemy — odparł jeden z kupców.
— Pół drachmy?... — powtórzył restaurator. — Pierwej Nil popłynie ku Tebom, aniżeli ja taką słodycz oddam za pół drachmy! Chyba... dla ciebie, panie Belezis, który jesteś perłą Sydonu... Hej, niewolnicy!... a podajcie dobrodziejom naszym większy dzban cypryjskiego.
Gdy odszedł, kupiec, nazwany Belezisem, rzekł do swoich towarzyszów: