Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie złość się, staruszku — odparła szyderczo kapłanka — bo zaraz występuje ci czerwona pręga na szyi, co oznacza śmierć nieszczęśliwą.
Usłyszawszy to, Asarhadon splunął po trzykroć i cicho odmówił zaklęcie przeciw złym wróżbom. Gdy zaś odsunął się w głąb galerji, kapłanka zaczęła kokietować harrańczyka. Dała mu różę ze swego wieńca, na pożegnanie uścisnęła go i poszła do innych stołów.
Podróżny skinął na gospodarza.
— Chcę — rzekł — ażeby ta kobieta była u mnie. Każ ją zaprowadzić do mego pokoju.
Asarhadon popatrzył mu w oczy, klasnął w ręce i wybuchnął śmiechem.
— Tyfon opętał cię, harrańczyku!... — zawołał. — Gdyby coś podobnego stało się w moim domu, z egipską kapłanką, wypędziliby mnie z miasta. Tu wolno tylko przyjmować cudzoziemki.
— W takim razie ja pójdę do niej — odparł Phut. — Albowiem jest to mądra i pobożna niewiasta i poradzi mi w wielu zdarzeniach. Po zachodzie słońca dasz mi przewodnika, ażebym idąc, nie zbłąkał się.
— Wszystkie złe duchy wstąpiły do twego serca — odpowiedział gospodarz. — Czy wiesz, że ta znajomość będzie cię kosztowała ze dwieście drachm, może trzysta, nie licząc tego, co musisz dać służebnicom i świątyni. Za taką zaś sumę, zresztą — za pięćset drachm, możesz poznać kobietę młodą i cnotliwą, moją córkę, która ma już czternaście lat i, jako dziewczę rozsądne, zbiera sobie posag. Nie włócz się więc nocą po nieznanem mieście, bo wpadniesz w ręce policji, albo złodziei, lecz korzystaj z tego, co bogowie ofiarują ci w domu. Chcesz?...
— A czy twoja córka pojedzie ze mną do Harranu? — spytał Phut.
Gospodarz patrzył na niego zdumiony. Nagle uderzył się