Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XX.

Około dziewiątej godziny wieczorem, Phut opuścił zajazd „Pod okrętem,“ w towarzystwie murzyna, niosącego pochodnię. Pół godziny przedtem, Asarhadon wysłał na ulicę Grobów zaufanego człowieka, rozkazując, aby pilnie zważał, czy harrańczyk nie wymknie się z domu pod Zieloną Gwiazdą, a jeżeliby tak uczynił — dokąd pójdzie?
Drugi zaufany człowiek gospodarza szedł w pewnej odległości za Phutem; na węższych ulicach krył się pod domami, na szerszych — udawał pijanego.
Ulice były już puste, tragarze i przekupnie spali. Świeciło się tylko w mieszkaniach pracujących rzemieślników, albo u ludzi bogatych, którzy ucztowali na płaskich dachach. W różnych domach miasta odzywały się dźwięki arf i fletów, śpiewy, śmiechy, kucie młotów, zgrzytanie pił stolarskich, czasem okrzyk pijacki, niekiedy wołanie o ratunek.
Ulice, któremi przechodził Phut i niewolnik, były po większej części ciasne, krzywe, pełne wybojów. W miarę zbliżania się do celu podróży, kamienice były coraz niższe, domy jednopiętrowe liczniejsze i więcej ogrodów, a raczej palm, fig i nędznych akacyj, które wychylały się z pomiędzy murów, jakby miały zamiar uciec stąd.
Na ulicy Grobów widok nagle zmienił się. Miejsce kamienic zajęły rozległe ogrody, a wśród nich — eleganckie pałacyki. Przed jedną z bram murzyn zatrzymał się i zgasił pochodnię.