Chaldejczykiem. Następnie wręczył mu purpurową szarfę i welon z muślinu, pokazał gdzie stoją kadzidła i wśród niskich ukłonów, opuścił pieczarę.
Chaldejczyk został sam. Włożył szarfę na prawe ramię, zakrył twarz welonem i, wziąwszy złotą łyżkę, nasypał w nią kadzidła, które zapalił u lampki przed zasłoną. Szepcąc, obrócił się trzy razy wkoło, a dym kadzidła opasał go jakby potrójnym pierścieniem.
Przez ten czas w pustej pieczarze zapanował dziwny niepokój. Zdawało się, że sufit idzie wgórę, i rozsuwają się ściany. Purpurowa zasłona na ołtarzu chwiała się, niby poruszana przez ukryte ręce. Powietrze zaczęło falować, jakby wśród niego przelatywały stada niewidzialnych ptaków.
Chaldejczyk rozsunął szatę na piersiach i wydobył złoty medal, pokryty tajemniczemi znakami. Pieczara drgnęła, święta zasłona poruszyła się gwałtowniej, a w różnych punktach izby ukazały się płomyki.
Wtedy mag wzniósł ręce do góry i zaczął mówić:
„Ojcze niebieski, łaskawy i miłosierny, oczyść duszę moją... Zeszlij na niegodnego sługę swoje błogosławieństwa i wyciągnij wszechmocne ramię na duchy buntownicze, abym mógł okazać moc Twoją...
„Oto znak, którego dotykam w waszej obecności... Otom jest — ja — oparty na pomocy bożej, przewidujący i nieustraszony... Otom jest potężny i wywołuję was i zaklinam... Przyjdźcie tu, posłuszne — w imię Aye, Saraye, Aye, Saraye...“
W tej chwili z różnych stron odezwały się jakieś głosy. Około lampki przeleciał jakiś ptak, potem szata rudej barwy, następnie człowiek z ogonem, nareszcie kogut w koronie, który stanął na stoliku przed zasłoną.
Chaldejczyk znowu mówił:
„W imię wszechmocnego i wiekuistego Boga... Amorul, Tanecha, Rabur, Latisten...“
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.