Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

szłości. Co to będzie?... jeżeli raczysz odpowiedzieć słudze twemu.
— O to nie pytajcie mnie. Te rzeczy lepiej powinniście znać, aniżeli ja, człowiek obcy. Przezorność odkryje wam chorobę, a doświadczenie poda lekarstwa.
— Lud jest strasznie uciskany przez wielkich! — szepnął Pentuer.
— Pobożność upadła!... — rzekł Mefres.
— Jest wielu ludzi, którzy wzdychają do wojny za granicą — dodał Herhor. — Ja zaś oddawna widzę, że jej prowadzić nie możemy. Chyba za dziesięć lat...
— Więc zawrzecie traktat z Asyrją? — spytał Chaldejczyk.
— Amon, który zna moje serce — mówił Herhor — wie, jak mi podobny traktat jest obmierzły... Tak jeszcze niedawno nędzni Asyryjczycy płacili nam daniny!... Lecz, jeżeli ty, ojcze święty, i najwyższe kolegjum mówicie, że losy są przeciwko nam, musimy zawrzeć traktat...
— Prawda, że musimy... — dodał Mefres.
— W takim razie zawiadomcie kolegjum w Babilonie o postanowieniu, a oni sprawią, że król Assar przyszle do was poselstwo. Ufajcie mi, że układ ten jest bardzo korzystny: bez wojny zwiększycie swoje posiadłości!... Wreszcie — rozmyślało nad nim nasze kolegjum kapłańskie.
— Oby spadły na was wszelkie błogosławieństwa: dostatki, władza i mądrość! — rzekł Mefres. — Tak, trzeba podnieść nasz stan kapłański, a ty, święty mężu, Beroesie, pomożesz nam.
— Trzeba nadewszystko ulżyć nędzy ludu — wtrącił Pentuer.
— Kapłani... lud!... — mówił jakby do siebie Herhor. — Tu przedewszystkiem trzeba powściągnąć tych, którzy pragną wojny... Prawda, że jego świątobliwość faraon jest za mną, i zdaje mi się, żem pozyskał niejaki wpływ na serce dostoj-