Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

dejczyk — niebieskie i piekielne moce! A ktoby nie dotrzymał umowy, albo zdradził jej tajemnicę, niech będzie przeklęty...
„Przeklęty!...“ — powtórzył jakiś głos.
— I zniszczony...
„I zniszczony...“
— W tem widzialnem i tamtem niewidzialnem życiu. Przez niewysłowione imię Jehowa, na którego dźwięk ziemia drży, morze cofa się, ogień gaśnie, rozkładają się elementa natury...
W jaskini zapanowała formalna burza. Dźwięki trąb mieszały się z odgłosem jakby dalekich piorunów. Zasłona ołtarza prawie poziomo uniosła się i poza nią, wśród migotliwych błyskawic, ukazały się dziwne twory, napoły ludzkie, napoły roślinne i zwierzęce, skłębione i pomieszane.
Nagle wszystko ucichło, i Beroes zwolna wzniósł się w powietrze, ponad głowy trzech asystujących kapłanów.

O godzinie ósmej z rana, harrańczyk Phut wrócił do fenickiego zajazdu „Pod okrętem,“ gdzie już znalazły się jego worki i skrzynie, zabrane przez złodziei. Zaś w kilka minut po nim przyszedł zaufany sługa Asarhadona, którego gospodarz zaprowadził do piwnicy i krótko spytał:
— Cóż?...
— Byłem przez całą noc — odparł sługa — na placu, gdzie jest świątynia Seta. Około dziesiątej wieczorem, z ogrodu, który leży o pięć posesyj dalej, aniżeli dom „Zielonej Gwiazdy,“ wyszło trzech kapłanów. Jeden z nich, z czarną brodą i włosami, skierował stopy swoje przez plac, do świątyni Seta. Pobiegłem za nim, ale zaczęła padać mgła i zginął mi z oczu. Czy wrócił pod „Zieloną Gwiazdę“ i kiedy — nie wiem.
Gospodarz zajazdu, wysłuchawszy sprawozdania, stuknął się w czoło i zaczął mruczeć do siebie:
— Więc mój harrańczyk, jeżeli ubiera się w strój kapłana