Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

Statek nieco zbliżył się do lewego brzegu, postacie tłumu zarysowały się wyraźniej, i książę spostrzegł coś, czego się nie spodziewał. Podczas gdy pierwsze szeregi ludu klaskały i śpiewały, w dalszych widać było kije, gęsto i szybko spadające na niewidzialne grzbiety.
Zdziwiony namiestnik zwrócił się do nomarchy Memfisu.
— Spojrzyj-no wasza dostojność... Tam kije są w robocie?...
Nomarcha przysłonił ręką oczy, szyja poczerwieniała mu...
— Wybacz, najdostojniejszy panie, ale ja źle widzę...
— Biją... z pewnością biją — powtarzał książę.
— To jest możliwe — odparł nomarcha. — Zapewne policja schwytała bandę złodziei...
Niezbyt zadowolony, następca poszedł na tył statku, między inżynierów i z tego punktu spojrzał ku Memfisowi.
Brzegi wgórze Nilu były prawie puste, czółenka znikły, żórawie czerpiące wodę pracowały, jakgdyby nic nie zaszło.
— Już skończyła się uroczystość?... — zapytał książę jednego z inżynierów, wskazując wgórę rzeki.
— Tak... Ludzie wrócili do roboty — odparł inżynier.
— Bardzo prędko!...
— Muszą odzyskać czas stracony — rzekł nieostrożnie inżynier.
Następca drgnął i bystro spojrzał na mówiącego. Lecz wnet uspokoił się i wrócił pod namiot. Okrzyki nic go już nie obchodziły. Był pochmurny i milczący. Po wybuchu dumy, uczuł pogardę dla tłumu, który tak prędko przechodzi od zapału do żórawi, czerpiących błoto.
W tej okolicy Nil zaczyna dzielić się na odnogi. Statek naczelnika nomesu Aa skręcił ku zachodowi i po godzinnej jeździe przybił do brzegu. Tłumy były jeszcze liczniejsze, aniżeli pod Memfisem. Ustawiono mnóstwo słupów z chorągwiami i bram triumfalnych, owiniętych zielenią. Między ludem coraz częściej można było napotkać obce twarze i ubiory.