Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

w tę podróż, Egipt zaczyna mi się wydawać jakiś inny. Niekiedy pytam samego siebie: czy ja jestem w obcym kraju? To znowu serce moje niepokoi się, jakbym miał na oczach zasłonę, poza którą dzieją się wszelkie łotrostwa, ale których ja — nie mogę dojrzeć...
— To też i nie wypatruj ich, bo wkońcu wyda ci się, żeśmy wszyscy powinni iść do kopalń — odparł ze śmiechem Tutmozis. — Pamiętaj, że nomarchowie i urzędnicy są pasterzami twego stada. Gdy który wydoi miarę mleka dla siebie, albo zarżnie owcę, przecie go nie zabijesz, ani wypędzisz. Owiec masz za dużo, a o pastuchów trudno.
Namiestnik, już ubrany, przeszedł do sali poczekalnej, gdzie zebrała się jego świta: kapłani, oficerowie i urzędnicy. Następnie razem z nimi opuścił pałac i udał się na dziedziniec zewnętrzny.
Był to obszerny plac, zasadzony akacjami, pod których cieniem oczekiwali na księcia robotnicy. Na odgłos trąbki cały tłum zerwał się z ziemi i uszykował w pięć szeregów.
Ramzes, otoczony błyszczącym orszakiem dostojników, nagle zatrzymał się, chcąc najpierwej zdaleka obejrzeć pułk kopaczy. Byli to ludzie nadzy, w białych czepcach na głowie i takichże przepaskach około bioder. W szeregach doskonale można było odróżnić brunatnych Egipcjan, ciemnych Murzynów, żółtych Azjatów i białych mieszkańców Libji, tudzież wysp morza Śródziemnego.
W pierwszej linji stali kopacze z oskardami, w drugiej z motykami, w trzeciej z łopatami. Czwarty szereg stanowili tragarze, z których każdy miał drąg i dwa kubełki, piąty również tragarze, lecz z wielkiemi skrzyniami, obsługiwanemi przez dwu ludzi. Przenosili oni wykopaną ziemię.
Przed szeregami, co kilkanaście kroków, stali majstrowie: każdy miał w ręku mocny kij i duży cyrkiel drewniany, lub węgielnicę.
Kiedy książę zbliżył się do nich, zawołali chórem: „Obyś