żył wiecznie!“ i uklęknąwszy, uderzyli czołem o ziemię. Następca kazał im powstać i znowu przypatrywał się z uwagą.
Byli to ludzie zdrowi i silni, bynajmniej nie wyglądający na takich, którzy od dwu miesięcy utrzymywali się z żebraniny.
Do namiestnika przystąpił nomarcha Sofra, ze swoim orszakiem. Ale Ramzes, udając, że go nie spostrzegł, zwrócił się do jednego z majstrów:
— Jesteście kopaczami z Sochem? — zapytał.
Majster jak długi upadł twarzą na ziemię i milczał.
Książę wzruszył ramionami i zawołał do robotników:
— Jesteście z Sochem?
— Jesteśmy kopacze z Sochem!... — odpowiedzieli chórem.
— Dostaliście żołd?
— Żołd dostaliśmy — jesteśmy syci i szczęśliwi — słudzy jego świątobliwości — odparł chór, wybijając każdy wyraz.
— Wtył zwrot!... — zakomenderował książę.
Odwrócili się. Prawie każdy miał na plecach głębokie i gęste blizny od kijów; ale świeżych pręg nie było.
„Oszukują mnie!...“ — pomyślał następca. Kazał robotnikom iść do koszar i, nie witając się, ani żegnając z nomarchą, wrócił do pałacu.
— Czy i ty mi powiesz — rzekł w drodze do Tutmozisa — że ci ludzie są robotnikami z Sochem?...
— Wszakże oni sami to powiedzieli — odparł dworak.
Książę zawołał, aby mu podano konia i odjechał do wojsk, obozujących za miastem.
Cały dzień musztrował pułki. Około południa na placu ćwiczeń, pod dowództwem nomarchy, ukazało się kilkudziesięciu tragarzy, z namiotami, sprzętami, jadłem i winem. Ale książę odprawił ich do Atribis, a gdy nadszedł czas posiłku dla wojska, kazał sobie podać i jadł owsiane placki z suszonem mięsem.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.