Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

Były to najemne pułki libijskie. Kiedy książę wieczorem kazał im odłożyć broń i pożegnał się z nimi, zdawało się, że żołnierze i oficerowie ulegli szaleństwu. Krzycząc: „Żyj wiecznie!“ całowali jego ręce i nogi, zrobili lektykę z włóczni i płaszczów, ze śpiewami odnieśli księcia do miasta, a w drodze kłócili się o zaszczyt dźwigania go na ramionach.
Nomarcha i urzędnicy prowincji, widząc zapał barbarzyńskich Libijczyków i łaskę dla nich następcy, zatrwożyli się.
— Oto jest władca!... — szepnął do Sofry wielki pisarz. — Gdyby zechciał, ci ludzie pobiliby mieczem nas i dzieci nasze...
Strapiony nomarcha westchnął do bogów i polecił się ich łaskawej opiece.
Późno w nocy, Ramzes znalazł się w swym pałacu, i tu powiedziała mu służba, że zmieniono mu pokój sypialny.
— Dlaczegóż to?
— Bo w tamtej sypialni widziano jadowitego węża, który skrył się tak, że nie można go znaleźć.
W skrzydle, sąsiadującem z domem nomarchy, znajdowała się nowa sypialnia. Był to czworoboczny pokój, otoczony kolumnami. Miał alabastrowe ściany, pokryte malowaną płaskorzeźbą, wyobrażającą — u dołu rośliny w wazonach, wyżej — girlandy z liści oliwkowych i laurowych.
Prawie na środku stało wielkie łoże, wykładane hebanem, kością słoniową i złotem. Pokój oświetlały dwie wonne pochodnie, pod kolumnadą znajdowały się stoliki z winem, jadłem i wieńcami z róż.
W suficie był wielki otwór czworoboczny, zasłonięty płótnem.
Książę wykąpał się i legł na miękkiem posłaniu, jego służba odeszła do dalszych komnat. Pochodnie zaczęły przygasać, po sypialni wionął chłodny wiatr, nasycony wonią kwiatów. Jednocześnie w górze odezwała się cicha muzyka arf.
Ramzes podniósł głowę. Płócienny dach pokoju usunął się,