Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

jest jego miłość książę Hiram, członek najwyższej rady tyryjskiej... Oto jest dostojny Dagon, bankier księcia następcy tronu i namiestnika w Dolnym Egipcie.
Dwaj dostojnicy ukłonili się sobie z założonemi na piersiach rękoma i usiedli przy oddzielnych stolikach, na środku sali. Hiram nieco odsunął togę, aby ukazać wielki złoty medal na swej szyi; w odpowiedzi na to, Dagon zaczął bawić się grubym złotym łańcuchem, który otrzymał od księcia Ramzesa.
— Ja, Hiram — odezwał się starzec — pozdrawiam pana, panie Dagon, życzę panu dużego majątku i powodzenia w interesach.
— Ja, Dagon, pozdrawiam pana, panie Hiram, i życzę panu tego samego, co pan mnie życzy...
— Już się pan chcesz kłócić?... — przerwał zirytowany Hiram.
— Gdzie ja się kłócę?... Rabsun, ty powiedz, czy ja się kłócę?...
— Lepiej niech wasze dostojności mówią o interesach — odparł gospodarz.
Po chwili namysłu Hiram zaczął:
— Przyjaciele pańscy z Tyru bardzo pozdrawiają pana przeze mnie.
— Oni mi tylko to przysłali? — spytał drwiącym tonem Dagon.
— Co pan chcesz, żeby oni panu przysłali?... — odparł Hiram, podnosząc głos.
— Cicho!... Zgoda!... — wtrącił gospodarz.
Hiram kilka razy głębiej odetchnął i rzekł:
— To prawda, że nam potrzebna zgoda... Ciężkie czasy nadchodzą dla Fenicji...
— Czy morze zatopiło wam Tyr albo Sydon?... — spytał z uśmiechem Dagon.
Hiram splunął i zapytał: