— Skąd ją wziąć?... — spytał Dagon. — A... mam!... — zawołał, uderzając się w czoło. — Znasz ty Kamę, kapłankę Astaroth?...
— Co?... — przerwał Rabsun. — Kapłanka świętej bogini Astaroth będzie kochanką Egipcjanina?...
— Tybyś wolał, ażeby ona była twoją?... — szydził Dagon. — Ona nawet zostanie arcykapłanką, gdy będzie trzeba zbliżyć ją do dworu...
— Prawdę mówisz — rzekł Hiram.
— Ależ to świętokradztwo!... — oburzył się Rabsun.
— To też kapłanka, która je popełni, może umrzeć — wtrącił sędziwy Hiram.
— Żeby nam tylko nie przeszkodziła ta Sara, Żydówka — odezwał się po chwili milczenia Dagon. — Ona spodziewa się dziecka, do którego książę już dziś jest przywiązany. Gdyby zaś urodził się syn, poszłyby w kąt wszystkie.
— Będziemy mieli pieniądze i dla Sary — rzekł Hiram.
— Ona nic nie weźmie!... — wybuchnął Dagon. — Ta nędzna odrzuciła złoty, kosztowny puhar, który jej sam zaniosłem!...
— Bo myślała, że ją chcesz okpić — wtrącił Rabsun.
Hiram pokiwał głową.
— Niema się czem kłopotać — rzekł. — Gdzie nie trafi złoto, tam trafi ojciec, matka, albo kochanka. A gdzie nie trafi kochanka, jeszcze dostanie się...
— Nóż... — syknął Rabsun.
— Trucizna... — szepnął Dagon.
— Nóż to rzecz bardzo grubjańska... — zakonkludował Hiram.
Pogładził brodę, zamyślił się, wkońcu powstał i wydobył z zanadrza purpurową wstęgę, na której były nawiązane trzy złote amulety z wizerunkiem bogini Astaroth. Wyjął z za pasa nóż, przeciął wstęgę na trzy części i dwa kawałki z amuletami wręczył Dagonowi i Rabsunowi.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.