Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/013

Ta strona została uwierzytelniona.

Ramzesa znowu opanował strach, większy niż w celi. Zaczął uciekać bez pamięci, potrącając się o kolumny, które zdawały się zastępować mu drogę, a ciemność ogarniała ze wszech stron.
— O święta bogini, ratuj!... — szepnął.
W tej chwili zatrzymał się: o kilka kroków przed nim były wielkie drzwi świątyni, przez które zaglądało gwiaździste niebo. Odwrócił głowę: między lasem olbrzymich kolumn płonęły lampy, a blask ich słabo odbijał się od śpiżowych kolan świętej Hator.
Książę wrócił do swej celi, wzburzony i skruszony; serce rzucało się w nim, jak ptak schwytany w sidła. Pierwszy raz od wielu lat upadł twarzą na ziemię i gorąco modlił się o łaskę i przebaczenie.
— Będziesz wysłuchany!... — odezwał się nad nim słodki głos.
Ramzes nagle podniósł głowę, lecz w celi nie było nikogo: drzwi zamknięte, mury grube. Modlił się więc jeszcze goręcej i tak usnął, z twarzą na kamieniach i rozkrzyżowanemi rękoma.
Kiedy na drugi dzień obudził się, był już innym człowiekiem: poznał moc bogów i otrzymał obietnicę łaski.
Od tej pory, przez długi szereg dni, z ochotą i wiarą oddawał się ćwiczeniom pobożnym. W swojej celi długie godziny spędzał na modlitwach, dał sobie ogolić włosy, przywdział strój kapłański i cztery razy na dobę uczęszczał do chóru najmłodszych kapłanów.
Jego życie przeszłe, wypełnione zabawami, budziło w nim odrazę, a niewiara, której nabył wśród rozpustnej młodzieży i cudzoziemców napełniała go strachem. I gdyby mu dziś dano do wyboru: tron czy kapłański urząd? — zawahałby się.
Pewnego dnia wielki prorok świątyni wezwał go do siebie, przypominając, że nie wszedł tu wyłącznie dla modłów, ale i dla poznania mądrości. Pochwalił jego pobożne życie,