Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

Od tej pory nie widziano go, ale w świątyni i przyległych jej podwórzach zapanował ruch niezwykły. Zwożono rozmaite sprzęty kosztowne, ziarna, ubiory, spędzono kilkuset chłopów i robotników, z którymi Pentuer zamknął się w przeznaczonym dziedzińcu i robił przygotowania.
Po ośmiu dniach pracy zawiadomił arcykapłana Hatory, że wszystko jest gotowe.
Przez cały ten czas książę Ramzes, ukryty w swej celi, oddawał się modlitwom i postom. Nareszcie pewnego dnia o trzeciej po południu, przyszło po niego kilkunastu kapłanów, uszykowanych we dwa szeregi, i wezwali go na uroczystość.
W przysionku świątyni powitali księcia arcykapłani i wespół z nim spalili kadzidła przed olbrzymim posągiem Hatory. Potem skręcili w boczny korytarz, ciasny i niski, na którego końcu płonął ogień. Powietrze korytarza było przesycone wonią smoły, gotującej się w kotle.
W sąsiedztwie kotła, przez otwór w posadzce wydobywał się okropny jęk ludzki i przekleństwa.
— Co to znaczy?... — spytał Ramzes jednego z idących przy nim kapłanów.
Zapytany nic nie odpowiedział; na twarzach wszystkich obecnych, o ile je można było dojrzeć, malowało się wzruszenie i przestrach.
W tej chwili arcykapłan Mefres wziął do ręki wielką łyżkę i, zaczerpnąwszy z kotła gorącej smoły, rzekł podniesionym głosem:
— Tak niech ginie każdy zdrajca świętych tajemnic!...
To powiedziawszy, wlał smołę w otwór posadzki, a z podziemi odezwał się ryk...
— Zabijcie mnie... jeżeli w sercach macie choć odrobinę miłosierdzia!... — jęczał głos.
— Niech ciało twe stoczą robaki!... — rzekł Mentezufis, wlewając roztopioną smołę w otwór.
— Psy... szakale!... — jęczał głos.