Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

zolety i zausznice, i tak cienkie szaty, że książęta mogliby im zazdrościć. Wśród chłopów nie widać wołu ani osła; zato urzędnicy podróżują na koniach albo w lektykach... Piją zaś tylko wino, i to — dobre wino!...
Klasnął w ręce i znowu zrobił się ruch. Chłopi zaczęli podawać urzędnikom: wory zboża, kosze owoców, wino, zwierzęta... Przedmioty te urzędnicy, jak pierwej, ustawiali obok tronu, ale — w ilości znacznie mniejszej. Na kondygnacji królewskiej już nie było pagórka produktów. Zato kondygnacja urzędników była zasypana.
— Oto jest Egipt dzisiejszy — mówił Pentuer. — Nędzni chłopi, bogaci pisarze, skarb nie tak pełny, jak dawniej. A teraz...
Dał znak i stała się rzecz nieoczekiwana. Jakieś ręce poczęły zabierać: zboże, owoce, tkaniny — z platformy faraona i urzędników. A gdy ilość towarów bardzo zmniejszyła się, te same ręce zaczęły chwytać i uprowadzać chłopów, ich żony i dzieci...
Widzowie ze zdumieniem patrzyli na szczególne zabiegi tajemniczych osób. Nagle ktoś zawołał:
— To Fenicjanie!... Oni nas tak obdzierają!...
— Tak jest, święci ojcowie — rzekł Pentuer. — To są ręce ukrytych między nami Fenicjan. Obdzierają oni króla i pisarzów, a chłopów zabierają w niewolę, gdyż im nic już wydrzeć nie można...
— Tak!... To szakale!... Przekleństwo im!... Wygnać nędzników!... — wołali kapłani. — Oni to najwięcej szkody wyrządzają państwu...
Nie wszyscy jednak wołali w ten sposób.
Gdy ucichło, Pentuer kazał zanieść pochodnie w inną stronę dziedzińca i tam zaprowadził swoich słuchaczów. Nie było tu żywych obrazów, ale jakby wystawa przemysłowa.
— Raczcie spojrzeć, dostojni — mówił. — Za 19-ej dynastji te rzeczy przysyłali nam cudzoziemcy: z kraju Punt